Valparaiso. Valpo. Rajska Dolina. Zawsze powtarzam, że najlepsze, co możesz zrobić będąc w Santiago, to wsiąść w autobus w stronę oceanu i za półtorej godziny znaleźć się w Valpo. To moje ulubione miasto w Chile i najbardziej kolorowe miejsce w jakim byłam. Z jednej strony sztuka, mural na muralu, prawdziwe dzieła, z drugiej bieda i sypiące się domy ułożone warstwami na wzgórzach. Kolorowy chaos. Miasto kontrastów z niesamowitym klimatem.
To po pierwszym tripie do Valparaiso zaczęłam bardziej interesować się sztuką uliczną i artystami. To z Valpo pochodzi jeden z moich ulubionych, Inti Castro. W swoich pracach nawiązuje do kultury południowoamerykańskiej z czasów prekolumbijskich. Maluje postaci wyglądające jak lalki, czasami towarzyszą im zwierzęta. Godzinami mogę wpatrywać się w te fioletowo pomarańczowe odcienie i detale. Gdy w Santiago dopadał mnie stres, wystarczyło przejść się do stacji Bellas Artes, przystanąć i popatrzeć chwilę na Ekeko i Ekeka. Muraloterapia. Jego prace są ogromne i zajmują całe ściany budynków. Maluje na festiwalach na całym świecie, marzy mi się zobaczyć go w akcji. W Valparaiso namalował giganta, którego ogląda się z tarasu widokowego z głową przechyloną na lewą stronę. Możecie na nim zobaczyć znaki rozpoznawcze, które powtarzają się w kilku pracach Intiego – naszyjnik z nabojów, charakterystyczne ułożenie ust w o, przemycone litery, wzory i symbole. Osobny post o Intim powstanie, gdy zobaczę przynajmniej 10 jego prac, na razie widziałam 6 – w Santiago, Valpo i Łodzi.
W Valpo łatwo zgubić się wśród kolorowych wzgórz i krętych ulic. Warto jednak wiedzieć gdzie można się zgubić, a gdzie lepiej nie. Jest zatem jedno takie wzgórze, gdzie nie sztuką jest stracić aparat (jakoś nam się udało) i jedno takie, które sztuką żyje i zwane jest dzielnicą artystyczą. To tam po długich poszukiwaniach znaleźliśmy Intiego, napis o szczęśliwych nie-hipisach i schody pianino, czyli te wszystkie punkty, które koniecznie trzeba zobaczyć, a które dość trudno znaleźć. I nawet lokalsi nie wiedzieli o jaki napis chodzi. „We are not hippies, we are happies” to takie miejsce jak wieża w Paryżu i Chrystus w Rio. Po prostu nie możesz opuścić miasta bez tego zdjęcia! Przyznacie więc, że to bardzo brzydko ze strony samochodu, który zaparkował bezpośrednio w kadrze i dziewczyny będą musiały spędzić trochę czasu w photoshopie, żeby to jakoś uratować. Ja sobie darowałam.
Gdy chcesz dowiedzieć się więcej o muralach i artystach, warto wykupić tour. Nawet dokładne przeszukanie internetu, nie da tylu informacji, co kilkugodzinny spacer z kimś, kto wie wszystko o sztuce ulicznej w Valpo. A jak chcesz możesz wcielić się na chwilę w graficiarza i spróbować sił na warsztatach z artystami. Bardzo żałuję, że tego nie zrobiłam. Jestem pewna, że to najlepszy pomysł na spędzenie czasu w Valpo i warty swojej ceny, $20-30. Jest też bardziej okrojona opcja za darmo.