Wyprowadzka do Chile

8 stycznia, 2016

Kto z Was wpadł na genialny pomysł, aby przeprowadzić się do stolicy Chile? Służę praktycznym wpisem i opowiem jak to było u nas. Nie była to wyprowadzka na zawsze, a na osiem miesięcy, na zaproszenie programu Start-Up Chile. Ale czy na trochę czy na zawsze, pewne sprawy trzeba sobie zorganizować, a o innych chociaż pomyśleć. Po kolei.

Wiza

Polacy w celach turystycznych mogą podróżować bez wizy do 90 dni. Przy wjeździe nie jest określony minimalny okres ważności paszportu. Nie trzeba okazać biletu powrotnego. Jeśli wybieracie się do Chile na dłużej potrzebujecie wizy. Aby ją uzyskać trzeba pofatygować się do Warszawy dwa razy, po wcześniejszym telefonicznym umówieniu się. Pierwszy raz to złożenie wniosku wraz z potrzebnymi załącznikami i opłatą 78 USD. Drugi raz to odbiór wizy i nie ma opcji innej niż stawienie się po nią osobiście. Do ostatniej chwili nie wiadomo kiedy wiza będzie gotowa do odbioru, u nas było trochę nerwowo, bo do wyjazdu zostało kilka dni. Wizę otrzymaliśmy bez problemów, nawet bez rozmowy z Konsulem, zapewne z racji, że jechaliśmy tam na zaproszenie. Wszelkie informacje, w tym jakie dokumenty są wymagane do złożenia wniosku, dostaliśmy na maila. Link do strony Ambasady w Warszawie.

Lot

Zwlekaliśmy trochę z zakupem biletów, bo liczyliśmy, że uda nam się trafić na promocję. Do Chile nie zdarzają się tak często jak do Rio czy Buenos, poza tym była jeszcze końcówka gorącego lata (nasz luty) i z promocją się nie udało. Wykombinowaliśmy natomiast przystanek na karnawał w Rio, bo okazało się, że bilet do Santiago kosztuje 4000 zł, a z przystankiem w Rio 4200. Warto. Z wszystkich wyszukiwarek lotów najbardziej pomocna okazała się momondo.pl

Mieszkanie

Mimo, że pojechaliśmy na zaproszenie Start-Up Chile, mieszkanie musieliśmy ogarnąć sobie sami. Trafiliśmy w internecie na agencję Contact Chile, która pośredniczy m.in. w krótkoterminowym wynajmie mieszkań w pełni wyposażonych w naczynia, pościele i wszelkie inne potrzebne sprzęty. Czegoś takiego szukaliśmy, aby nie bawić się w kupowanie i sprzedawanie. Wszystko z agencją odbyło się bez problemów, komunikacja po angielsku, mieszkanie w samym centrum, ładne i z bardzo w porządku właścicielem. Jedyny minus to prowizja 50% ceny najmu, do tego kaucja i pierwszy czynsz. Koszty na początek dość wysokie. Najlepsze dzielnice do mieszkania wg nas to Centro, Providencia, Nunoa i Los Condes, przy czym przy ostatniej trzeba się liczyć z wyższymi cenami. Miejsca niezbyt przyjazne do mieszkania to biedniejsze dzielnice na zachodzie, północy i dalszym południu. My mieszkaliśmy w centrum, wszędzie blisko, aczkolwiek trochę głośno. Gdybyśmy mieli zostać na dłużej pewnie szukalibyśmy czegoś na Providenci.

Po czasie trafiliśmy na rewelacyjną grupę na facebooku Gringos/students/foreigners in Chile, gdzie możecie znaleźć nie tylko mieszkanie bez pośredników, ale też zapytać o wszystko, znaleźć kompanów do nauki języka, itp. Jest tam ponadprzeciętna liczba bardzo pomocnych osób. Ja dzięki nim znalazłam nocleg na Atacamie i Wyspie Wielkanocnej, kupiłam tani plecak i dowiedziałam się gdzie naprawić lub kupić komputer.

Co warto zabrać, a czego nie wolno

Do Chile nie można wwozić świeżej żywności: mięsa, owoców, warzyw, przetworów. Dopuszczalne są tylko konserwy. Na lotnisku są skanery, psy, lepiej nie ryzykować, kary są wysokie. Co natomiast warto zabrać? Na pewno zamiast kolejnej nadmiarowej pary butów, warto spakować dodatkowy ciepły sweter. Wielu przejechało się na stereotypie, że jak Ameryka Południowa to musi być gorąco. Przeważnie jest, ale nie gdy jest lipiec, a ty siedzisz pod kołdrą w nieogrzewanym mieszkaniu lub gdy jesteś na pustyni i temperatura w nocy spada poniżej zera, nie mówiąc już o Patagonii. Nadmiarową parę butów warto zostawić, ale nie zapomnijcie zapakować porządnych butów trekkingowych, gdyż przydadzą się Wam w bardzo wielu miejscach w zróżnicowanym geograficznie Chile.

Bezpieczeństwo

Zanim wsiedliśmy do samolotu, około czterdzieści sześć razy usłyszeliśmy zdanie „po co wy tam lecicie, przecież tam jest niebezpiecznie, narkotyki i ludzie z bronią po ulicy biegają”. My przed wyjazdem zdążyliśmy się zorientować, że Chile to cywilizowany kraj i różni się nieco od Kolumbii czy Wenezueli. Internet nastraszył mnie przede wszystkim dwiema rzeczami: śmiertelnymi pająkami, których na szczęście nie spotkałam na swej drodze i trzęsieniami ziemi, których miało być od groma, a było jedno, za to porządne. Pająki spotyka się głównie na wsi, ewentualnie mieszkając na parterze blisko drzew, małe prawdopodobieństwo, że je spotkacie, warto się jedynie rozejrzeć będąc w nowym miejscu. Mieszkając w budynku w Santiago, nie musicie się też specjalnie obawiać trzęsienia ziemi. Solidne budownictwo, 8.4 we wrześniu wytrzymało. A lekkich kołysań co jakiś czas zapewne nawet nie poczujecie. Jedyne przed czym Was mocno przestrzegam to złodzieje w miejscach turystycznych. Pilnujcie swoich rzeczy, toreb, plecaków, telefonów, pieniędzy. Nie wieszajcie torebek na oparciu krzeseł tak jak zrobiłam to ja.

Koszty

Czy w Chile jest drogo? Tak, jest. Czasami trzeba się liczyć, że prawie dwa razy drożej niż w Polsce, głównie jeśli chodzi o mieszkanie i restauracje. Przykład: jeśli wynajmujesz w Polsce mieszkanie za 1500 zł, musisz się liczyć, że podobne w Santiago będzie kosztowało 2500. Jeśli w Polsce jesz dobrą pizzę za 30 zł, w Santiago zapłacisz 60.

Najpopularniejsze markety w Santiago to Santa Isabel, Lider Express, tańsze Econo, Q10 i największy Jumbo. W Jumbo znajdziecie raczej każdy produkt, który przyjdzie Wam do głowy, czego nie można powiedzieć o pozostałych sklepach. Po warzywa, owoce, ryby i owoce morza kierujcie się w jedno słuszne miejsce – La Vega i Mercado Central – trochę taniej i dużo smaczniej niż w marketach. Zazwyczaj zakupy na tydzień wynosiły nas 50000 peso, czyli ok. 300 zł.

Koszt jednorazowego biletu na metro to 610-720 peso (ok. 3,40-4 zł), najdrożej jest w godzinach szczytu. Nie ma biletów długoterminowych. Fajną alternatywną jest rower miejski – 5000 peso/miesiąc (ok.30 zł).

Po wielkim poszukiwniu chilijskiego numeru tel. okazało się, że najlepsza oferta to Virgin Mobile na kartę, najmniejsza kwota doładowania to 7000 peso (ok. 42 zł).  Ceny internetu są podobne jak w Polsce, początkowo mieliśmy problem z prędkością, potem śmigał bez zarzutu.

Komunikacja

Jak dojechać z lotniska? Najtaniej autobusem, które jeżdżą od 6 do 24.00 i zatrzymują się w centrum przy głównej ulicy Bernardo O’Higgins (tam gdzie są dworce autobusowe). Po wyjściu z lotniska szukajcie autobusów Tur-Bus Aeropuerto lub Centropuerto. Bilet można kupić u kierowcy i kosztuje 1600 peso – niecałe 10 zł. Na lotnisku są także firmy transferowe np. TransVip – za ok. 40 zł kilkuosobowy van zawiezie prosto pod wskazany adres, to dobre rozwiązanie jeśli macie dużo bagażu. Można też wziąć taksówkę. Więcej informacji znajdziecie na tej stronie.

Jak poruszać się na co dzień? W Santiago działa pięć linii metra, a dwie są w budowie. Działa bardzo sprawnie w godzinach od ok.5.30 do 23.30 (w zależności od linii). Jak w każdej dużej stolicy jest to najwygodniejszy sposób przemieszczenia się z jednego punktu do drugiego, a w godzinach szczytu jest przepełnione ludźmi. Na tych stronach znajdziecie mapkę i cennik: mapa metra w Santiago, ceny biletów. Jednorazowe bilety kupuje się w kasie lub automacie, można kupić kartę BIP za 1000 peso i ładować ją dowolną kwotą. Karta BIP jest niezbędna jeśli chcemy poruszać się autobusami. Nie można kupić biletu u kierowcy, trzeba mieć naładowaną kartę, którą odbija się przy wejściu. Jeśli odbijemy kartę w metrze lub autobusie, możemy podróżować w ramach jednej opłaty przez dwie godziny. Poza tym po Santiago jeżdżą żółto-czarne taksówki, które zatrzymuje się bezpośrednio na ulicy. Są tanie i jest ich dużo. Dla bezpieczeństwa można zapytać wcześniej ile zapłacimy. Słyszałam o pojedynczych przypadkach gdy taksówkarz wykorzystał fakt, że jedzie z nim obcokrajowiec. Można skorzystać również  z aplikacji SaferTaxi i Ubera. A jak z tym rowerem miejskim? Miasto jest dość słabo przystosowane do rowerów, jest kilka ścieżek, ale często „urywają się” i trzeba przeciskać się między samochodami lub ludźmi, szczególnie w centrum. Jest to jednak dobra alternatywa do drogiej komunikacji miejskiej. W centrum Santiago działa sieć pomarańczowych rowerów miejskich – BikeSantiago. Aby z nich skorzystać trzeba podpisać umowę i mieć chilijski dowód osobisty. Następnie co miesiąc pobierany jest z naszej karty abonament 5000 peso.

Jeśli chcecie wybrać się gdzieś poza Santiago, najlepszym i najwygodniejszym rozwiązaniem jest autobus. W Chile działa wielu dużych przewoźników. Autobusy są bardzo wygodne, dwupoziomowe, przystosowane do długich podróży po kraju. Najbardziej znani przewoźnicy to TurBus i Pullman. Jeśli chodzi o ceny, nie ma wielkich różnic między przewoźnikami, ale pojawiają się różnice w zależności od tego kiedy kupimy bilet. Np. gdy bilet do Valparaiso kupuje się wcześniej lub gdy nie ma dużego ruchu kosztuje 3000 peso (ok. 18 zł), ale gdy kupuje się go na ostatnią chwilę może kosztować nawet 10000 (ok. 60 zł). Na dłuższych trasach, a takich w długim Chile nie brakuje, przewoźnicy oferują droższe i wygodniejsze miejsca. W Santiago nie ma jednego dużego dworca autobusowego, a kilka mniejszych (Los Heroes, Universidad de Santiago, Pajaritos). Tak naprawdę nie ma jasnych reguł z jakiego dworca w jakim kierunku odjeżdżają autobusy. Najlepiej jest sprawdzić to wcześniej w internecie. System jest rozbudowany i dość skomplikowany, więc najlepiej trzymać się zasady „kto pyta nie błądzi”. Jeśli chodzi o naprawdę duże odległości, sprawdźcie połączenia lotnicze, czasami bilet na samolot kosztuje tyle co na autobus. Sieć kolejowa jest bardzo biedna.

Co jeszcze warto wiedzieć

Musicie być przygotowani na to, że Chilijczycy niechętnie mówią po angielsku, nawet jeśli go trochę znają. Warto zatem znać podstawy hiszpańskiego, choć one też nie gwarantują, że się dogadacie. Hiszpański w Chile jest bardzo specyficzny. Trudny do zrozumienia, pełen osobliwych słów i wyrażeń. Chilijczycy mówią szybko i niedbale. Nie bez powodu mówi się, że jeśli nauczysz się hiszpańskiego w Chile, to dogadasz się bez problemu w każdym hiszpańskojęzycznym kraju.

Jeśli spodziewacie się stale uśmiechniętych, otwartych, wesołych, zagadujących i tańczących na ulicy osób, z czym niewątpliwie kojarzą się mieszkańcy Ameryki Południowej, tu w Santiago będziecie rozczarowani. W Chile jest inaczej. Ludzie są bardziej zdystansowani, zamknięci, bliżej im do polskiej natury, niż na przykład do brazylijskiej czy meksykańskiej.

Z rzeczy technicznych, gniazdko elektryczne jest węższe i nie wszystkie polskie urządzenia pasują, warto­­ więc zaopatrzyć się w przejściówkę. Można ją kupić w każdym sklepie elektronicznym za kilkanaście złotych.

Do Chile nie wymagane są żadne szczepienia.

Jaka tam jest pogoda? Wiele osób myśli, że jeśli jedzie do Ameryki Południowej to wystarczą szorty i koszulki. Nic bardziej mylnego. Jeśli załapiecie się na chilijską jesień lub zimę (kwiecień – wrzesień), musicie wiedzieć, że noce są zimne, czasami pada, a mieszkania nie są ogrzewane. Warto zabrać ciepłe ubrania i buty. Przygotujcie się na smog, który sprawia, że ciężko się oddycha. Spotkacie na ulicy ludzi w maskach lub chustach, szczególnie tych uprawiających sport. W 2015 trafiliśmy na największe zanieczyszczenie od kilkunastu lat. Wiosna i lato (październik – marzec) są natomiast bardzo ciepłe, suche i bez smogu.

Z rzeczy, które mogą Was zaskoczyć, a są charakterystyczne: centrum to jedno wielkie targowisko, spotkacie mnóstwo ulicznych sprzedawców handlujących czym się da. Bezpańskie psy są nieoficjalnym symbolem Chile, już po pierwszym spacerze będziecie wiedzieć dlaczego – tak wiele ich tu jest. Mogą Was zaskoczyć zwykłe zakupy na targu, gdzie jedna osoba przyjmuje zamówienie, podaje kartkę, z którą idzie się do osobnej kasy (mała budka przy stoisku), kasjer podaje kolejną kartę, z którą wraca się po towar. Poza tym w supermarketach przy każdej kasie stoi osoba pakująca zakupy w dużą ilość reklamówek, dzieląc produkty na kategorie. Spotkacie też ulicznych artystów – na stacji metra, w samym metrze czy autobusie, którym mieszkańcy chętnie wrzucają monety. Artyści są też często spotykani na skrzyżowaniach, dając występ kierowcom czekającym na zielone światło. Jeśli spotkacie na ulicy długą kolejkę ludzi, będzie to zapewne kolejka do przystanku – tu każdy czeka na swoją kolej, zamiast pchać się do autobusu całą gromadą na raz.

O czym zapomniałam? Jeśli serio planujecie wyprowadzkę do Chile, napiszcie, a podzielę się wszystkim co wiem ;) notravelnofun@gmail.com

Poczytaj też inne wpisy

Leave a Comment