W pierwsze dziewięć dni listopada przyjęliśmy dużą dawkę miejskiego życia. Knajpy i street art. Street art i knajpy. Bardzo pozytywne są polskie miasta. W Chile takich nie mają. Fajnie było zatem odwiedzić cztery w osiem dni, żeby nadrobić. Nie zdawałam sobie sprawy jak dużo dobrej sztuki ulicznej już u nas jest.
W dobrze znanym mi Poznaniu, jedną z dzielnic w rozkwicie jest Śródka, gdzie spędziłam popołudnie idealne. Dobrzy znajomi, rozmowy o życiu, pyszności z La Ruiny i nowy, genialny mural 3d.
W Warszawie zaczęło się podobnie. Dobrzy znajomi, rozmowy o życiu, pyszności z SAMu z widokiem na Szyca, starówka nocą. A w drodze do domu spacer szlakiem murali z Pragi Północ, ktróry podsunęła mi Kasia z bloga Travelsfool.
Ostatnio ktoś powiedział, że Łódź to miasto meneli. Co ty wiesz o menelach… i o Łodzi. Ma swoje dobre momenty. Od dłuższego czasu chodziły mi po głowie trzy miejsca, a też na więcej nie było czasu. Pierwsze to Wyszyńskiego 80, gdzie Inti z Chile, którego wielbię, namalował wielki, długaśny mural na bloku. Drugie to 28 Pułku Strzelców Kaniowskich 45 (serio), gdzie ten sam Inti namalował równie dobry kawał sztuki na kamienicy. Tu przypadkiem natknęliśmy się na ślad po małych kibicach ŁKS (padłam) i rewelacyjną robotę DALeasta. Tak dowiedziałam się o galerii Urban Forms i już mam po co wracać do Łodzi.
Ostatnia była Off Piotrkowska, bo tyle o niej słyszałam, bo tyle tam fajnych sklepów i knajpek i w ogóle mocno popieram takie zagospodarowanie starych fabryk. Najbardziej ze wszystkiego polecam śmieszne koszulki z Pan tu nie stał, burgera drobiowego z Drukarni i zapewne kawiarnię podróżniczą Daleko Blisko, ale nie wiem, bo cierpliwość mojego towarzysza się skończyła. I tak długo wytrzymał.
Do Krakowa jechałam po jedno. Spełnić moje koncertowe marzenie, mój numer jeden na muzycznej bucket liście. Zanim jednak to się stało przez dwie doby dane nam było beztroskie szlajanie się po dawnej stolicy Polaków. Po kilku latach trafiliśmy na najładniejszy stary rynek na świecie. Spotkaliśmy się z Kazimierzem, a u niego na bogato: wiśniówka, Pub Jan i covery Iry na żywo, kultowa kiełbaska z nyski, maczanka krakowska z food tracków, herbata w Eszewerii jak w domu u babci, gry planszowe w Game Pub. Od dłuższego czasu aura była smogowo-deszczowa, a nas w niedzielę od rana przywitało błękitne niebo i wszystko było tak jak miało być. Dzięki Kraków, fajny jesteś.
Co do street artu, Kraków też chowa fajne rzeczy i można nawet przyjechać tu wiosną, żeby przewieźli cię meleksem lub autobusem za darmo Krakowskim Szlakiem Street Artu. Dla mnie szukanie murali po mieście to najlepsza zabawa, ale męcząca strasznie, więc może niegłupi jest taki tour, jeszcze do tego z przewodnikiem, który podobno wie o nich wszystko. Piszę się następnym razem.
I w końcu. Doczekałam się. 9 listopada 2015 o 20:30 na scenę wjechał na tronie Dave Grohl i spędziłam z nim i Foo Fighters najlepsze 2,5 godziny w życiu. Przyznać się muszę, że żadna podróż nie dostarczyła mi tylu emocji i na nic nigdy tak bardzo nie czekałam. Zdjęć mam kilka, strasznych, ale własnych.
Tym skończyliśmy nasz maraton po polskich miastach. Na koniec miał być jeszcze Wrocław, ale zamiast niego było 38.7 na termometrze i jesienny sen. Następnym razem.